Bądźmy dobrej myśli

Bądźmy dobrej myśli

Jeśli jest ziarno prawdy w twierdzeniu,

iż sztuka wyprzedza rzeczywistość,

twórcy winni czuć się współodpowiedzialnymi

za pejoratywne zjawiska jakie w XX wieku

osiągnęły rozmiary i nasilenie nie mające precedensu.

Dystansowanie się artystów od życia,

poszukiwanie tanich efektów w sferze profanum

doprowadziło do zaniku kryteriów estetycznych,

a w ślad za tym etyki również.

Sztuka minionego stulecia jest już faktem historycznym, jednakże aktualne skutki oddziaływania niefortunnych tendencji tego okresu mogłyby sugerować, iż wiek dwudziesty w awangardowej twórczości plastycznej ma się do poprzednich tak, jak wirus komputerowy do programu w który został wprowadzony. Analogia nie tyczy oczywiście całej wielorakości zjawisk, a jedynie posiadających znamiona destrukcji, której celem jest zwrócenie na siebie uwagi, czy zauroczenie chaosem. Próby zrozumienia przyczyny takich działań wskazywałyby na patologiczny, sprzeczny z interesem publicznym egoizm, a jego z kolei źródłem są niedostatki przygotowania do dorosłego, odpowiedzialnego życia.

W dzieciństwie wszystko postrzegamy egocentrycznie i jest to sposobem zakorzenienia się w materialnym świecie. Dobrzy rodzice i nauczyciele pomagają umieścić ego w kontekście społecznym i uniwersalnym. W przeciwnym razie, narażone na niezliczoną ilość pokus, zwykle tym pokusom ulega. Nadmiernie rozwinięte utrudnia kontakty społeczne, rozrośnięte patologicznie godzi w społeczeństwo. Przezwyciężenie utrwalonych błędnie procesów myślenia jest nieodzowne, gdyż skutki biernej tolerancji stały się nazbyt dotkliwe.

Klimat sprzyjający ekspansji tendencji patologicznych stworzyła w cywilizacji zachodu dominacja światopoglądu nazywanego scjentystycznym, a obarczonego doktrynalną wiarą w stosowność jedynie zmysłowych i instrumentalnych metod badania rzeczywistości. Jednym z drastycznych skutków tak zawężonej percepcji jest wylansowanie hipotezy o „logicznej konsekwencji linii rozwojowej sztuki”. Zgodność z dogmatycznie wytyczoną linią rozwojową miała by odtąd świadczyć o wartości dzieł które powinno się tworzyć, nawet w przyszłości. Uległość wobec apodyktycznej frazeologii, urągającej logice i opartej na domniemaniach, stała się czynnikiem decydującym. Odrzucenie tych rojeń przez niepodatne na ogłupianie społeczeństwo zignorowano.

Przeświadczeni, że świat fizyczny pojawił się znikąd i zmierza ku entropii, urągające harmonii Wszechświata działania antyestetyczne rekomendują więc jako sztukę górnego lotu, ufni że perwersyjne interpretacje uzasadnią wszystko. Łamanie zasad etyki, i tolerowanie postaw jej urągających staje się zjawiskiem powszechnym.

Jak funkcjonuje społeczeństwo bez etyki, właśnie doświadczamy. Nieodzownej reorientacji nie może zastąpić improwizowanie represji. Sztuka i nauka muszą wyjść naprzeciw poszukiwaniom duchowym człowieka. Wówczas racjonalizm, jeden z elementów dojrzałości niezbędny, pełnić będzie rolę służebną w integracji świata zewnętrznego z wewnętrznym. Uporczywe ignorowanie duchowości w imię opacznie pojmowanej „wierności sobie”, czy nieograniczania wolności, jest przyzwoleniem na eskalację patologii.

Ponieważ nie istnieją nieprzezwyciężalne trudności, tylko błędne postawy, bądźmy dobrej myśli. Co beznadziejne z pozoru, zależy od woli, a także intencji działania, gdyż zamęt umysłowy i emocjonalny nie jest stanem naturalnym, przypisanym człowieczeństwu. Nie decydujemy wprawdzie o tym, jakie myśli przychodzą nam do głowy, ale od nas zależy, którym z nich pozwalamy nami zawładnąć. Niepożądana sytuacja może być pretekstem do zadręczania siebie i innych, lub do poszukiwania wyjścia z impasu. Epatowanie bezradnością, mimo iż nadmiernie w sztuce eksploatowane, postawą twórczą nie jest. Wywoływanie uczuć lęku, zagubienia, nie pomaga w rozwiązywaniu problemów, a zawsze je mnoży. Wewnętrzny spokój pozwala natomiast głębiej poznać siebie, bez czego „wierność sobie” jest pustym frazesem. Świadczą o tym typowe dla epoki, osobiste dramaty ludzi sukcesu, będące skutkiem złudnego pojęcia wolności wypełnionego egoistycznymi wyobrażeniami o samorealizacji. Motywacje egoistyczne stanowią istotę sztuki profanum. Ma ona wprawdzie walory poznawcze jako rodzaj psychoterapii, ale upowszechnianie fascynacji złem jest postawą wielce nieodpowiedzialną.

Ignorowanie duchowości utożsamianej z naiwnym fanatyzmem i obłudą, wynikająca stąd niepohamowana ekspansja dewiacji profanum, to stan niebezpieczny szczególnie w wieku informacyjnej i demograficznej eksplozji. Celem powszechnych dążeń stał się sukces za wszelką cenę i poszukiwanie sposobów choćby przelotnego pozyskania uwagi bezładnie błądzących umysłów, zauroczenia nowymi aspektami potęgi zła, z płonną nadzieją, że inni nie odważą się posunąć dalej. Poniewieranie własnej i cudzej godności, to również „towarek” sprzedający się dobrze, a o wartości „dzieła” stanowi już wzbudzany przez nie poziom adrenaliny i zasięg skandalu jaki wywołuje. Notorycznie podwyższany poziom adrenaliny, jak wykazują badania, uszkadza kod genetyczny…

I tu szaleństwo kontrolowane, być może, dobiegło kresu.

Kryzys sztuki współczesnej jest w dużej mierze reakcją oporu broniących się przed nadmiarem informacji, skrajnie zestresowanych, niezdolnych do dłuższego skupienia uwagi umysłów. Gdy dzieło zbudowane jest z elementów znanych i ukazanych w znany sposób, ulotna reakcja jest natychmiastowa. Pośpiech uniemożliwia jednakże przeniknięcie sposobów definiowania, powiązania i oddziaływania form niosących nowe treści. Ich przyswajanie wymaga wewnętrznej ciszy i pracy świadomości na poziomie pozawerbalnym. Aby percepcja nie stała się odruchem dostosowawczym, nad wrażliwością nie może dominować erudycja.

Tak określone warunki sprzyjające percepcji, są przeciwieństwem postulowanego przez neoawangardy „przygotowania odbiorcy”, które zakłada niestosowność autentycznych, osobistych doznań uznając wyższość myślenia cytatami apologetów monstruacji sztuki. To ich retoryka miałaby być niezawodną i obowiązującą podstawą wrażeń, przekonań i działań, spychając poza margines osobistą wrażliwość. Percepcja sztuki byłaby wówczas instynktem stadnym ogłupionego stada. Nieodparcie kojarzy się to z „przygotowywaniem” świadków, do już na szczęście zaniechanych, pokazowych procesów.

Sztuka XX wieku ujawnia paradoks, choć może pozorny:

Wyzywająco nowatorskie w zamyśle działania, jak na ironię żałośnie upodabnia cechujący je zazwyczaj infantylizm, oraz budzące litość i niesmak skandalizowanie. Szybko odchodzą w niepamięć.

Pokorne studiowanie i fascynacja harmonią Natury, owocują wykrystalizowaniem indywidualności wiarygodnych, do których chętnie wracamy.

Teraz, po tak długim „przygotowaniu”, parę słów na temat wystawy:

O „Syndromie milenijnego przełomu” gorliwi przeciwnicy mówią, że to wystawa „eklektyczna”, bez „klucza”, nie „odkrywcza”, a na kontakt z ponad setką obrazów i rzeźb starcza im nawet mniej niż 10 minut…

Zwykle wystawy zbiorowe ukazują prawdę o dokonaniach twórców, lub eksponują upodobania organizatorów. Nie poddany selekcjom przegląd postaw kilku pokoleń artystów jest prawdziwy. Odmowa uczestnictwa w odpowiedzi na sformułowane wstępnie wyzwanie również jest częścią tej prawdy.

Aranżowanie przeglądu „ukierunkowanego”, choć zwykle kusi „animatorów zjawisk artystycznych”, nie było naszym celem. Tendencyjność, jako wyższy stopień obiektywności funkcjonuje dobrze jedynie u Orwella. Desygnowanie reprezentantów środowiska, miałoby budzącą wątpliwości wymowę i jako forma protestu i jako próba wyjścia z impasu. Pozwólmy nowym tendencjom ujawnić się w sposób naturalny, inspirując gotowych podjąć wyzwanie.

Jeśli w „Syndromie…” decydują się uczestniczyć twórcy wybitni, prezentując dzieła wybitne, to przegląd, łącznie z tym właśnie co budzi wątpliwości, jest pełniejszy i bardziej wymowny.

Różnorodność zjawisk dla których nie widzimy wspólnego mianownika, jest faktem. Myślimy podobnie o sprawach istotnych, to bardzo dobry początek u progu nowej ery. Jako że zmiany w świadomości warunkują pojawienie się, czy choćby odczytanie nowego, bądźmy dobrej myśli. Groteskowy okres samowoli egocentryków, ujawniając podatność kondycji ludzkiej na atrakcyjne aspekty zła, uświadomił powagę sytuacji i jej przyczyny. Ryzykiem byłaby bierność i nieprzeciwstawienie się dominacji patologii.

Właściwością kardynalną Ewolucji jest rozwiązywanie zadań beznadziejnych z pozoru, zawsze w sposób zadziwiająco prosty i niezawodnie funkcjonalny. Toteż i od sztuki nie oczekujmy pirotechnicznych fajerwerków, zważywszy że póki jej nie wytyczano „słusznej linii rozwojowej” – niewątpliwie miała się lepiej. Epatowanie złem, choć podobno najbardziej fotogeniczne, przeminie. Stałą cechą ludzkiej natury są reorientacje upodobań, czasem nawet skrajne. Zapewnia to możliwość rozwoju i trwanie. Upadek komunizmu, do niedawna niewyobrażalny, budzi wiarę, że i zrodzony w atmosferze totalitarnych rojeń „wirus sztuki” niechybnie straci moc infekowania.

Gdy nauka, podobnie jak wszystkie wielkie religie, postrzega już Wszechświat jako energetycznej natury jedność, a materię, działania i myśli, jako przejawy tej samej energii, musimy przyjąć, że najlepiej tej jedności służą działania harmonizujące, a nieprzewidywalne skutki zakłóceń, nigdy nie pozostają zjawiskiem lokalnym. Logicznie pracujący umysł, jak maszyna przetwarzający dane, jest też jak maszyna zawodny. Twórczy bywa tylko za sprawą intuicji. (To refleksja Einsteina).Intuicja uskrzydla kreatywność, gdy rozum usposobi się do jej wysłuchania. W przeciwnym razie, zadufany błądzi. Nad wyraz optymistyczne jest to, że jednak nie musi.

Warszawa, grudzień 2000

 

  • Drogi Czytelniku

    Pamiętaj, że wszelkie materiały, które zamieszczam na moich stronach są chronione prawem autorskim.
    Tak więc kopiowanie ich a także przetwarzanie i rozpowszechnianie bez mojej pisemnej zgody jest traktowane jako przestępstwo. Bądź uczciwy i nie kradnij :)

%d blogerów lubi to: